Bardzo rzadko ostatnio pojawiają się u mnie wpisy. Na Instagramie w ciągu dwóch pierwszych miesięcy tego roku opublikowałam 3 zdjęcia, w tym jedno za namową Anity. Na blogu jest to pierwszy wpis w tym roku. Zdecydowanie jest to kryzys twórczy. Nie tylko w blogowaniu, a w całej działalności internetowej. Aga, którą poznałam kilka miesięcy temu podczas Spotkania Świadomych Blogerek w Bydgoszczy, namówiła mnie do powstania tego typu wpisu, by podzielić się z Wami swoimi trudnościami.
Mam nadzieję, że ten post pozwoli mi się przełamać i szybko zniknie wśród nowych. Nic jednak nie chcę obiecywać. Nie lubię rzucać w sobie słów na wiatr, a nie wiem, czy mam w tym momencie dość motywacji, by rzucać to sobie jako wyzwanie. W tym momencie skupiam się trochę na sobie, na wprowadzeniu równowagi. Chce działać w świecie internetowym, jednak nie chcę robić tego kosztem innych rzeczy.
Jak mogło dojść do mojego kryzysu?
Przeszło pół roku temu podjęłam decyzję, która chodziła za mną od jakiegoś czasu. Postanowiłam zmienić pracę, nie mając wtedy jeszcze nic w zamian. Chciałam trochę odpocząć, nabrać sił i zacząć na nowo gdzieś indziej, idąc w odrobinę innym kierunku, niż wskazywało na to moje dotychczasowe doświadczenie. W międzyczasie czekała nas przeprowadzka, wiążąca się z remontem i przewożeniem masy rzeczy. Kto w swoim życiu nagromadził „trochę” więcej rzeczy pewnie doskonale rozumie, że potrafi to być niezłym wyzwaniem. Chwilę później rozpoczęłam pracę na kontrakcie. 100% pracy zdalnej na własny rachunek. Zawsze chciałam mieć coś swojego, czułam, że chciałabym prowadzić firmę i mogłam się zacząć tego uczyć na względnie bezpiecznych warunkach. Mimo to sytuacja była dla mnie nowa. Musiałam nauczyć się funkcjonowania w zupełnie innej strukturze organizacyjnej, przełamać barierę kontaktu w języku angielskim, a także nauczyć się pracować w domu. Taka praca wymaga bardzo dużo samodyscypliny i umiejętności radzenia sobie z samotnością. Pracując na etacie, zawsze miałam się do kogo odezwać, a tak musiałam sobie wypracować na to swoje sposoby (może to dobry pomysł na kolejny wpis?). W domu nauczyłam się jednak, jak istotne jest odpowiednie miejsce pracy. Przez jakiś czas nie miałam fotela przy biurku. Siedziałam przy stole, na kuchennym krześle lub na piłce. Niestety mocno się to odbiło na moich plecach, kiedy próbując się schylić, zabolało mnie na tyle mocno, że przez tydzień musiałam wracać do siebie i były dni, gdy pracowałam, cały czas leżąc w łóżku. Oprócz tego było jeszcze kilka epizodów z przeziębieniem, bólami brzucha po jedzeniu czy po prostu przemęczeniem.
Jak się chce, to można robić wszystko?
Mówią, że im więcej człowiek ma mniej czasu, tym lepiej go organizuje. Po części się z tym zgadzam. Mam jednak co do tego kilka zastrzeżeń. Przez ponad rok studiowałam i pracowałam jednocześnie. Wychodziłam przed 8 z domu do pracy, wracałam często po godzinie 20-21. Wolny czas spędzałam bardzo produktywnie, robiłam dużo. Z wyjątkiem aktywności fizycznej, której uznałam, że nie mam siły wpleść. Leciałam na wysokich obrotach od poniedziałku do piątku, by w weekend pospać trochę dłużej, odpocząć i nadrabiać zaległości. Nie miałam dużo czasu na naukę w domu, więc często uczyłam się z notatek w tramwaju. Dawałam z siebie dużo. Potrafiłam trochę odpuścić na studiach, cieszyła każda 3, bo najważniejsze było to, że zdałam. Jednak w pracy dawałam z siebie tyle, ile się da, chcąc jak najlepiej się pokazać. Nie byłam z początku pewna swoich umiejętności, co wyszło mi na dobre później. Jednak ze względu na to dostawałam więcej trudniejszych zadań. Wszystko to było długotrwałym stresem dla mojego organizmu, który do tej pory próbuje wyrównać.
Po co w ogóle o tym piszę?
Ten wpis nie powstał po to, by się tłumaczyć, ale raczej uświadomić, że jesteśmy tylko ludźmi. Istotne jest to, by działać, ale nie poświęcając przy tym siebie. Świat nie jest idealny, a my nie jesteśmy z gliny.
Trudno jest też wracać do miejsca, na które zagląda coraz mniej osób. Trudno jest przygotować wpis czy zdjęcia w dobie dążenia do doskonałości. I choć sama staram się nie wpadać w pułapkę wyidealizowanego świata, to zdarza się, że wiele moich zdjęć pozostaje w galerii tylko dlatego, że nie uważam go za wystarczająco dobre.
Jeśli w jakiś sposób moja działalność w sieci jest Ci bliska — znajdujesz w niej inspiracje, wartościowe wskazówki, polecenia lub po prostu znasz mnie dzięki temu, że pojawiłam się w sieci, napisz mi komentarz, bym wiedziała, że warto tworzyć :) Możesz napisać coś motywującego, możesz mi wskazać, co najbardziej lubisz u mnie czytać i oglądać, a możesz po prostu się przywitać. Ja Ci dziękuję, że tu jesteś, na samym końcu tego długiego wpisu ;)