Miesiąc temu na wiosennym spotkaniu blogerek w Opolu otrzymałyśmy zestaw maseczek do twarzy i włosów od Dermaglin. Dziś chciałabym się podzielić z Wami wrażeniami na temat czterech testowanych maseczek.
Maseczki do twarzy
Miałam okazję testować trzy rodzaje maseczek, każda starczyła mi dokładnie na jedno użycie. Niewątpliwą zaletą wszystkich maseczek jest to, że nie musimy oddzielnie mieszać i wymierzać ilości składników, ponieważ otrzymujemy maskę gotową do nałożenia na twarz. Na opakowaniach brakowało mi instrukcji odnośnie tego, czy maseczki mają być nałożone na suchą, czy na wilgotną skórę twarzy, dlatego stosowałam je na oczyszczoną i osuszoną ręcznikiem skórę twarzy. Warto również wspomnieć, że glinki nie zależy doprowadzić do zaschnięcia na twarzy, ponieważ może to spowodować przesuszenie i ściągnięcie skóry. Z tym radziłam sobie psikając co parę minut twarz tonikiem w butelce z końcówką do rozpryskiwania, a gdy go jeszcze nie miałam delikatnie przykładałam do twarzy chusteczki nawilżone. Myślę, że informacja o nie dopuszczeniu do wysuszenia glinki powinna znajdować się na opakowaniu każdej maseczki, ponieważ w innym przypadku mogą nie przynieść oczekiwanych rezultatów :) Teraz krótko opiszę Wam moje wrażenia z użycia każdej z glinek.
Kliknij tutaj, aby przejść do opisów maseczek na stronie producenta.
Maseczka oczyszczająco-odżywcza
Maseczkę aplikowało się bardzo przyjemnie, miała jak dla mnie idealną konsystencję, lekko gęstawą. Maska nie spływała z twarzy. Zasychała bardzo szybko, jednak nierównomiernie. Aplikowałam ją w momencie, gdy mój organizm był zmęczony, a pory rozszerzone. Poprawa stanu cery była znacząca, pory zostały zwężone, a skóra była gładka i przyjemna w dotyku. Wizualnej poprawy owalu twarzy nie zauważyłam i nie do końca rozumiem jak można by to osiągnąć. Jednak po jednorazowym użyciu maseczki jestem bardzo zadowolona.
Maseczka regenerująca
Maseczka zrobiła na mnie bardzo podobne wrażenie jak wyżej opisana maska oczyszczająco-odżywcza. Jedynym problemem było otwarcie opakowania – nie obyło się bez udziału nożyczek. To prawdopodobnie jednak kwestia egzemplarza, a nie serii. Skóra po aplikacji maseczki była gładka i przyjemna w dotyku, a zaczerwienienia mniej widoczne.
Maseczka Kleopatra
Jest to maseczka, która u mnie wypadła najsłabiej z serii. Wysychała na skórze najwolniej, jednak działanie jej było najsłabsze. Nie powiem, że jest to maseczka zła, jednak wiązałam wobec niej trochę większe oczekiwania, być może przez porównanie z maseczką regenerującą i oczyszczająco-odżywczą.
Bio maseczka do skóry głowy
Ostatnią maseczką, którą miałam przyjemność testować była maseczka do skóry głowy, która jest opisana jako kuracja przeciw przetłuszczaniu się włosów. Rzadko sięgam po maseczki dla skóry głowy, a nigdy dotąd nie nakładałam na nią maseczek z glinką.
Kliknij tutaj, aby przejść do opisów maseczki na stronie producenta.
Maseczka ma postać pasty zamkniętej w tubce o pojemności 70-g. Taka ilość starcza na 2-3 użycia produktu. Co ważne, pasta w tubce nie zasycha, czego się na początku obawiałam. Maska jest bardzo gęsta przez co aplikacja nie należy do najłatwiejszych, w szczególności, gdy ma się długie włosy. Efekt po użyciu glinki był naprawdę imponujący. Włosy uniesione u nasady, co u mnie niestety dość trudno osiągnąć. Podtrzymuje jednak to, by nie dopuścić do zaschnięcia glinki! Przy pierwszym użyciu nałożyłam glinkę i zostawiłam ją, później zmyłam. Wydawało się, że wszystko jest super. Jednak na drugim dzień zauważyłam, że skóra głowy zaczęła się przesuszać, pojawił się „suchy łupież”. Obstawiam, że uniknęłabym tego, poprzez pryskanie wodą zasychającej maseczki, tak też zrobiłam przy kolejnym użyciu. Jest to moja pierwsza przygoda z aplikowaniem glinki na skórę głowę i jestem bardzo zadowolona z efektów. Myślę, że jeszcze kiedyś do niej wrócę.